czwartek, 18 lutego 2016

Volume Million Lashes - maskara idealna :)

Każda z nas marzy o pięknych, długich idealnie rozdzielonych rzęsach. Zalotne spojrzenie z długimi firankami sprawia, że czujemy się pewniej, atrakcyjniej.
Na rynku kosmetycznym wybór maskar jest ogromny, jednak trafienie na swój wymarzony ideał to długa batalia, którą musimy stoczyć. Każdy nowy tusz to jedna wielka niewiadoma. I tak w kółko Macieju... kupujemy, testujemy szukając tej najlepszej dla naszych rzęs.
Tusz to dla mnie podstawowy kosmetyk do makijażu. Mogę rano wyjść z domu bez podkładu, bo większych problemów z cerą nie posiadam, natomiast rzęsy muszę wytuszować. Niestety matka natura hojnie to mnie rzęsami nie obdarzyła, są krótkie, proste. Gdy wybieram tusze to zazwyczaj zwracam uwagę na te wydłużające i podkręcające. Przez moje ręce a raczej rzęsy przewinęło się ich sporo. Jednak do ideału to im wiele brakowało.
W blogosferze nastał wielki bum na tusz z L'Oreal Paris - Volume Million Lashes. Praktycznie wszędzie był zachwalany przez dziewczyny.






Cena tego tuszu jest dość wysoka, bo aż 60 zł. Według mnie sporo jak za tusz, w tej cenie mamy całkiem dobre podkłady. Cena mnie odstraszała. Bo co jeśli tusz okaże się  nie wart swojej ceny? Albo wyląduje w koszu? Albo będzie kosmetykiem po którego będę rzadko sięgać? Obawy obawami, ale od czego są promocje :) Podczas promocji warto skusić się na droższy kosmetyk, bo i tak wychodzi taniej. A jeśli dany kosmetyk nie spełni naszych oczekiwań strata finansowa jest mniejsza... I właśnie podczas promocji zakupiłam swój pierwszy egzemplarz Volume Million Lashes So Couture So Black. Zapłaciłam za niego 33 złote. 
Praktycznie o połowę taniej. Za tą cenę warto było spróbować tego tuszu.





Ten tusz mnie nie zawiódł. Pierwszy tusz po użyciu którego byłam zachwycona efektem.

Pierwszym aspektem, który mnie urzekł w tym tuszu to zapach. Przepiękny, delikatny zapach, który osobiście kojarzy mi się z mleczną czekoladą. Po aplikacji jest niewyczuwalny. Wrażenia zapachowe są jak najbardziej na plus, ponieważ większość tuszy po prostu śmierdzi chemią. 
W przypadku tego tuszu jestem przyjemnie zaskoczona.

Kolejnym aspektem przemawiającym na TAK dla tego tuszu to szczoteczka.
Szczoteczka jest silikonowa z bardzo krótkimi wypustkami, których jest dużo. Sama wątpiłam, że taką szczoteczką można dokładnie wytuszować rzęsy. Pierwsza myśl - to niemożliwe, żeby ta szczoteczka się sprawdziła.











I tutaj kolejny zachwyt. Szczoteczka świetnie wychwytuje rzęsy od samej nasady. Nie podrażnia górnej linii rzęs podczas tuszowania. Szczoteczkę można śmiało mocniej dociskać, nawet nas nie "uszczypnie". 
Rzęsy są idealnie rozdzielone, wydłużone w kruczoczarnym kolorze. Efekt miliona rzęs - może nie miliona, bo to za duża liczba :) ale dzięki tej maskarze mamy wrażenie jakby naszych rzęs było znacznie więcej. Moje rzęsy są krótkie, ale po użyciu tego tuszu wyglądają o niebo lepiej.





Maskara nie osypuje się, nie odbija pod oczami. Wytrzymuje w idealnym stanie cały dzień. Zmywa się ją całkiem dobrze, aczkolwiek troszkę trzeba popracować, by zmyć ten tusz idealnie z rzęs.




Efektu na rzęsach Wam nie pokażę, ponieważ aparat nie chce uchwycić efektu z bliska.... Jeśli ktoś wie jak ustawić w Nikonie Coolpix L830 idealną ostrość i parametry to będę wdzięczna. 



Ten tusz stał się moim ulubieńcem i będę polować na kolejną okazję, by go zakupić. 
Używałyście tego tuszu? Jak wrażenia? 












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz